Wiceminister sprawiedliwości Bartłomiej Ciążyński z Lewicy podał się do dymisji po ujawnieniu, że pojechał na wakacje służbowym autem a tankowane paliwo opłacał służbową kartą. Określenie „służbowe” w tym wypadku jest mocno naciągane. Auto i karta należały do instytucji badawczej, w której wcześniej pracował.
Oczywiście, jak każdy niewinny lewak, początkowo w rozmowie z WP zaprzeczał używaniu karty i auta. Obecnie twierdzi, że „nie wiedział, że to było zakazane”.
Ciekawe, kto mu te szpeje udostępnił. A może po odejściu postanowił sobie je zatrzymać? No bo przecież to też chyba zakazane nie jest?